Piszę ten tekst i otacza mnie wiele bodźców – światło jakoś dziwnie mruga, gra muzyka, ktoś toczy torbę na kółkach (mieszkam na parterze – wszystko słychać), sąsiad spuszcza wodę, dwulatek krzyczy na klatce, kot biega jak szalony itp. Wybrałam taką aktywność, więc resztę bodźców jestem w stanie zepchnąć dalej, w głąb mózgu. Są, a jakby ich nie było. Jestem dorosła, wypoczęta, wyspana, nie mam większych kłopotów z układem nerwowym, więc te bodźce mnie nie rozpraszają. Wiem, że one działają, ale mogę jednocześnie pisać i słuchać muzyki, czasem nawet machnąć wędką kotu i nadal wiem, co piszę. Dwie godziny wcześniej (czyli przed popołudniową, rytualną drzemką :)) nie byłam w stanie skupić się na rozmowie. Byłam świeżo po pracy, z perspektywą miliona spraw do załatwienia „na wczoraj”, zmęczona hałasem, deficytem snu, głodna, zła na kota, który miauczy, świdrując mi mózg.
Koncentracja uwagi to, w ogromnym skrócie, umiejętność selekcji wielu bodźców, które są wokół nas.
Rzeczywistość złożona z dźwięków, barw, zapachów, ruchu nie zatrzymuje się tylko dlatego, że mam wykonać jakieś zadanie wymagające skupienia. Dorosły sobie poradzi, chociaż wiele czynników ma wpływ na to, że kondycja jego układu nerwowego może być nieco osłabiona i czasowo może być „nie w formie”, jak ja przed drzemką. Ale dziecko ma trudniej. Układ nerwowy dojrzewa do ok. 20 roku życia, mielinizacja komórek trwa całe życie (choć nie wszystkich). Dziecko ma trudniej, bo do tej wrażliwości i niepełnej dojrzałości układu nerwowego należy dołożyć jeszcze wszystkie czynniki, które utrudniają koncentrację również dorosłym m.in. działające silne bodźce, stres, niewyspanie, pogoda, głód, emocje, zła dieta, sytuacja rodzinna.
Jesteśmy jak dietetycy, którzy rozdają pączki dzień po dniu, bez ograniczeń. Wiemy, że to nie jest korzystne, ale nadal to robimy…Współczesne dzieci w naszym kręgu kulturowym nie mają kłopotu z deprywacją bodźców, ta przypadłość im nie grozi. Wystarczy wyjść na ulicę – dźwięki, zapachy i barwy otoczą nas jak kokon. W domu za to telewizor, tablet, komputer, radio, milion zajęć dodatkowych (wszystkie cudownie rozwijające i – mniej cudownie-męczące). Ponadto, po tym, jak już przeładujemy dziecko bodźcami świadomie i mniej świadomie – należy je zapisać na trening ważności, koncentracji, biofeedback itp.
Zajmie to dziecku kolejne godziny, a później co? Wyleczony – znów na wojnę! Nie chcę być jak dietetyk rozdający pączki, ale nie wiem jak. Czy Wy wiecie? Czy może to specyfika wielkiego miasta i poza nim żyje się jakoś spokojniej i lepiej? Gdzie są takie miejsca? Chętnie będę dojeżdżać dalej do pracy, byle nie być takim lekarzem, który zaleczonych znowu posyła na front.
Dodaj komentarz