Zapewne słyszeliście o akcji „STOP słomkom”? Wielu ludzi zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się z tym podłużnym kawałkiem plastiku, gdy skończymy pić drinka, sok czy co tam jeszcze pijemy przez słomkę. Jak długo potrzebujemy słomki? Kilka minut, pół godziny? NIKT inny już z niej nie skorzysta, bo jest to produkt, który ma kontakt z ludzką śliną, a umyć czy zdezynfekować się go nie da… Otóż taka słomka trafia na wysypisko, bo przerobić, poddać recyklingowi również jej nie można. Najczęściej wykonana jest w podłej jakości plastiku, którego nie można wykorzystać powtórnie. A nawet jeśli – czy warto produkować przedmiot, którego użyteczność jest …hmmmm… zbytkiem, a żyje on i jest przydatny raptem kilka minut? Za to rozkładać się będzie zdecydowanie dłużej niż przetrwa świat, jaki znamy? Czy naprawdę nasz szacunek dla planety chcemy pokazywać dzieciom jedynie poprzez poprowadzenie raz w roku zajęć o segregowaniu śmieci?
Przyznaję, że bardzo długo się nad tym nie zastanawiałam – przecież słomki są wszędzie, każdy kelner wkłada co najmniej jedną do szklanki, a przy bardziej wyrafinowanych pomysłach dostaję dwie do jednego soku – jedną prostą, drugą zaginaną. I dopiero ta akcja pokazała mi, że ten kawałek plastiku do niczego nie jest mi potrzebny. Nigdy sama nie sięgam po słomkę w knajpie, a jeśli mam wybór – szybko protestuję, gdy ktoś chce mi w ten wątpliwy sposób ozdobić szklankę. Od jakiegoś czasu pojawiają się słomki papierowe, ale tak już się przyzwyczaiłam, że radzę sobie z piciem również bez nich :) Jest wiele lokali, przynajmniej w dużych miastach, które z dumą ozdabiają drzwi nalepką: „Tu pijesz bez słomki”. W takim miejscu poproszenie o słomkę jest nawet obciachem ;) Czy bez tej akcji wpadłabym na to? Być może…ale na pewno o wiele później.
Dochodzimy zatem do sedna – ktoś pierwszy musi ruszyć kamień, by spowodować lawinę. Ktoś musi wsadzić kij w mrowisko, choćby swoje, małe , lokalne, przedszkolne…Ktoś musi zacząć… Kto z Was ma powyżej 30 lat zapewne pamięta, że brokat otrzymywało się ze stłuczonych bombek i w ten sposób ozdabiało laurki i kartki na Boże Narodzenie. Czasem bombka zupełnie nie chciała się stłuc, trzeba było jej pomóc ;) Teraz zarówno bombki, jak i brokatowe paproszki są z plastiku i zużywamy ich w pracy mnóstwo. Są wszędzie, podobnie jak plastikowe, ruchome oczy.
Wiecie, co dzieje się z brokatowymi paproszkami w sortowni odpadów/ oczyszczalni ścieków? To samo, co z plastikowymi, błękitnymi granulkami z pięknie pachnących i wygładzających peelingów – przechodzą przez wszystkie filtry, bo są mikroskopijne. I po długiej podróży lądują w wodzie. A wiecie skąd to wiem? W grudniu powiedziała mi o tym pewna sześciolatka, odmawiając dekorowania kartki świątecznej paproszkami z brokatu. Ma ojca biologa i po prostu dobitnie odmówiła, informując wszystkich, że od tego giną wieloryby. A wiecie, że my później pijemy tę wodę, ona na nas spada z deszczem itp.? Kolejna rzecz, o której nie pomyślałam wcześniej…
Słomek nie kupiłam do pracy w przedszkolu (i do domu, oczywiście też) od ok. 2 lat, brokatu nigdy nie lubiłam, ale teraz nawet nie patrzę w sklepie na te buteleczki i torebki z proszkiem w różnych kolorach. Czy dzieci coś straciły? Wątpię, w każdym razie nikt się nie skarżył. Czy uratowałam świat? Z pewnością nie, ale przynajmniej mniej dołożyłam do mojego śladu węglowego. Ciekawa jestem, czy są wśród Was takie osoby, które również tak pracują.
Proponuję Wam eksperyment – zróbcie to, co ja. Zbliża się początek roku, planujecie zakupy, dzielicie się informacjami, gdzie jest promocja na materiały plastyczne itp. Spróbujcie zrezygnować z jednej lub kilku rzeczy, które są zbędnym dodatkiem, nie można ich przetworzyć, nic nie wnoszą w życie dzieci, ale ich produkcja i dłuuugie życie niszczą planetę. Mam na myśli rezygnację z używania w pracy plastikowych słomek, brokatu i ruchomych oczu.
Spróbujcie zrobić na razie tyle, zobaczcie, czy będzie Wam tego brakowało. Porozmawiajcie o tym z dziećmi, opowiedzcie, dlaczego tak będzie w tym roku. Naprawdę, tylko własnym przykładem możecie im pokazać, na czym polega dbałość o planetę. Nie wystarczy raz w roku dać dzieciom karty pracy z koszami na śmieci do pokolorowania na żółto, czerwono i zielono oraz odpytać, jakie śmieci do nich wrzucamy.
Wchodzicie w to? Ja obiecuję, że nasze przedszkole spróbuje to zrobić :)
Pozdrawiam ciepło,
E.
piotr says
Rozwój dziecka możemy wspierać poprzez zakup wartościowych rzeczy np. zabawki edukacyjne. Nie należy wydawać pieniędzy na coś bez wartości. Kupowanie zabawek wymaga poświęcenia czasu. Pozdrawiam serdecznie.
Kraina Szczęścia says
Plastik niestety zatruwa nasza planetę. Chce jednak zwrócić uwagę, na hipokryzję elit. Akcja „Napój bez słomki” wydaje się szczytna i zapewne jest. Ale ludzie którzy najbardziej naciskali na to, by nie używać słomek z tworzywa sztucznego, jednocześnie tworzą tony śmieci w swoich przedsiębiorstwach, na swoich budowach itd. Żyjemy w czasach absurdu, gdzie celebryci proszą ludzi o oszczędzanie wody a sami pławią się w basenach. Zabraniają kupować żywego karpia, ale nie przeszkadza im że jedzą żywcem gotowane raki. I podobnie jest z plastikiem. Dlatego nie uważam, że plastik z przedszkola może komuś szkodzić. Owszem szkodzi na środowisko, ale skala jest pomijalna. A więc dobrze, że o tym mówimy. Ale to nie przedszkola powinny się martwić, tylko wielkie korporacje, developerzy którzy na swoich budowach tworzą tony odpadów.
Ewa says
Myślę, że wszyscy powinni się martwić 🙁 Ostatecznie mamy jeden świat, przynajmniej tyle na razie wiadomo. Plastik (różne rodzaje, nie tylko ten od jednorazowych naczyń) jest po prostu zbyt tani. Nikt nie wykorzysta po raz kolejny produktu, nikt się nie przejmie, jak cos się złamie, uszkodzi czy ubrudzi. Po prostu kupujemy nowe…