Jestem fanką koncepcji planu daltońskiego – nie jest to już chyba dla Was tajemnicą 🙂 Ania Sowińska zapytała mnie ostatnio o dobre rady dla nauczycieli rozpoczynających pracę tą metodą.
Przewrotnie napiszę Wam najpierw, co zrobić, żeby nic z Waszej ciężkiej pracy nie wyszło:
1. Wprowadźcie wszystkie elementy planu daltońskiego, które znajdziecie w internecie i książkach, jednocześnie.
2. Nie zawracajcie sobie głowy przygotowaniem dzieci oraz dostosowaniem działań do ich wieku i poziomu rozwoju – w końcu jeśli jest to taka super metoda – to po co?
3. Skupcie się na „sztuczkach” czyli formie – materiałach, pomocach, planszach – bez zrozumienia, zaakceptowania i przyjęcia podstawowych zasad teoretycznych.
4. Trwajcie przy rozwiązaniach, które się nie sprawdzają w Waszej grupie, bo działają u innych. Powtarzajcie wielokrotnie aktywności, które nie przynoszą efektu z nadzieją, że się w końcu uda.
Na pewno się nie uda. Będziecie mogli z czystym sumieniem powiedzieć, że to beznadziejna metoda i ją zarzucić 🙂 A jeśli chcecie poznać jeden z wielu sposobów na to, by się udało, czytajcie dalej.
W tym roku trochę pozmieniałam swoje życie zawodowe – nie jestem nauczycielką w grupie, „jedynie” metodykiem i pedagogiem przedszkolnym. Ale prowadzę również grupowe zajęcia z dziećmi – bo lubię 🙂 Ostatnio miałam zastępstwo w trzylatkach i pomyślałam, że czas najwyższy wprowadzić je do pracy z instrukcją. Pół dnia przygotowywałam planszę ze zdjęciami. Tak mnie to pochłonęło technicznie, że mniej skupiłam się na wymyślaniu pracy plastycznej 🙂 Jak było? Interesująco…A jak dokładnie przebiegała nasza praca? Zerknijcie na opis:
1. Wprowadzenie do tajemnicy – już przed śniadaniem szeptem opowiadałam dzieciom, że mam dla nich niespodziankę. Nie wspomniałam, że będą zajęcia, że będą robić pracę plastyczną, tylko właśnie – aura tajemnicy. Sprawiłam, że było nieco zamieszania przy śniadaniu, bo dzieci zastanawiały się, co to za tajemnica i snuły przeróżne wizje…
2. Jak myślicie, co będziemy robić? – zebraliśmy się w kole, przywitaliśmy i wyciągnęłam wreszcie moją tablicę. Poprosiłam dzieci, by opowiedziały, co tam widzą. Zależało mi na tym, by zadziałał tutoring rówieśniczy – w końcu ja wiem, o co mi chodzi, ale nie mam pewności, czy mówię w tym samym języku. Trzylatki mają jeszcze trudność z tworzeniem zdań złożonych według logiki przyczynowo-skutkowej, więc pomagały sobie gestami. Powtórzyliśmy to kilka razy, by mieć pewność, że wszyscy wiedzą co trzeba robić.
3. I już! – zaczęliśmy. Tablica z instrukcją stała w widocznym, dostępnym miejscu. Materiały zgromadziłam na jednym stole, żeby każde dziecko miało do nich swobodny dostęp. Część dzieci od razu chętnie przystąpiła do pracy i radziła sobie sama – dzieci podchodziły do tablicy, sprawdzały, dotykały, porównywały. Było widać, że wielką frajdę sprawia im to, że nikt nie steruje ich pracą, że nie muszą czekać na moje kolejne instrukcje, tylko pracują we własnym tempie. Rozmawiali z kolegami przy stoliku, trochę podpatrywali, co robią inni i wciąż podchodzili to tej instrukcji 🙂
Część trzylatków nadal trwała w oczekiwaniu na moje wytyczne. Dziewczynka siedzi przy stole z kartką i czeka. Pytam, dlaczego nie bierze się do pracy, czy coś się stało? Odpowiedź: czekam na szablon i kredkę. Przyzwyczajona jest do pracy „krok po kroku”, przy czym każdy kolejny etap następuje dopiero, gdy wszyscy skończą poprzedni. Zatem grzecznie siedziała i czekała. Kiedy zapewniłam ją, że nie musi na nic czekać, a raczej wstać i poszukać potrzebnych narzędzi – wiedziała jak 🙂 Kilkoro dzieci wciąż pytało mnie, czy mogą wstać, bo potrzebują kolejnych materiałów. Mówiliśmy wcześniej, że mogą dowolnie poruszać się po sali, aby przynieść pomoce, ale i tak mocno wdrukowane oczekiwanie na ruch dorosłego im na to nie pozwalało. Dwie osoby spytały: Czy już skończyłem? Cóż mogłam na to odpowiedzieć? To, co zawsze: A jak myślisz? Sprawdź na tablicy. Okazało się, że ludzik nie ma jednej rękawiczki.
Ten ludzik był mój. Prawda, że nie widać różnic w stylu? 🙂 |
4. Najlepsze było później. Ponieważ byłam w tej grupie jedynie na zastępstwie, nieco później przyszła nauczycielka owych trzylatków. Po wstępnych wybuchach radości (staram się, jak mogę, ale wiadomo- najważniejsza jest ciocia Asia 🙂 ), natychmiast dzieci zaczęły opowiadać, jaką to miały tajemnicę. Pokazywały instrukcję i opowiadały o niej. I wiecie co? Chyba niespecjalnie dzieliły się tymi pracami, które schły na oknie. Ważniejsza była opowieść o działaniu, o tej magicznej instrukcji, o tym, że sami to zrobili! Wow! To są trzylatki! Chciałam po sobie posprzątać i zabrać tę planszę z instrukcją, ale p. Asia zauważyła, że dzieci jeszcze kilka razy w ciągu dnia podchodziły do niej, dotykały i coś sobie opowiadały. Zatem została.
Dzieci oglądają instrukcję długo po tym, jak ich prace leżą wykonane na parapecie. |
Nie stałam i nie patrzyłam w okno, nie piłam kawy zostawiając dzieci same sobie. Nie powiedziałam: radźcie sobie, macie instrukcję. Nie na tym przecież polega nauka samodzielności i odpowiedzialności. Ale uwierzcie mi, że nie musiałam nikogo nakłaniać do pracy. Nikt nie odchodził, by zająć się czymś innym, ciekawszym. Bo to, co robiliśmy było najciekawsze! 🙂 W końcu to była nasza tajemnica! Spróbujcie, jak widać – z trzylatkami też można! 🙂
Pozdrawiam Was ciepło,
E.
Agnieszka Olborska says
Brawo za pomysłowość 🙂
Ewa Janus says
Dziękuję 🙂
Laura says
Jakie są cele szczegółowe takiej zabawy?
Kraina Szczęścia says
Super. Wiem jak taka praca, może cieszyć trzylatków. Dobitnie pokazuje to fakt, że później wracają w ciągu dnia do tych prac 🙂
A prace ze zdjęć… Bardzo ładne 🙂